Rola konkursów architektonicznych w branży rozmowa z Marcinem Gierbienisem
O roli konkursów architektonicznych, wyjątkowym projekcie Leśnego Ogrodu Botanicznego Marszewo i najnowszych planach – opowiada Marcin Gierbienis, architekt, współwłaściciel pracowni architektonicznej Gierbienis + Poklewski, pracownik Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej oraz laureat, a zarazem juror konkursu Geberit ,,Projekt Łazienki”.
W architekturze liczą się prostota i czytelność przekazu
Znakiem rozpoznawczym Państwa pracowni jest duża różnorodność realizowanych projektów. W jaki sposób osiąga się taką zawodową uniwersalność, która pozwala udanie konkurować na rynku projektowym?
Od 2016 roku tworzymy pracownię architektoniczną Gierbienis + Poklewski, jednocześnie będąc pracownikami badawczo-dydaktycznymi na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, gdzie zajmujemy się architekturą. Ja – użyteczności publicznej, Damian – urbanistyką i szeroko rozumianym środowiskiem mieszkaniowym. Jesteśmy szczególnie uwrażliwieni na krajobraz, zarówno ten istniejący, jak i przez nas – architektów – kreowany. Bliska jest nam też architektura ekologiczna i samowystarczalna. Różnorodność – jeśli jest zauważalna – wynika więc ze sposobu pracy i wieloaspektowego podejścia do zadania, jakie przed nami jest stawiane. Kontekst miejsca, w którym przychodzi nam projektować, bywa na tyle inny, że generuje unikalne decyzje.
Nie jesteśmy przywiązani do konkretnego stylu czy charakteru architektury. Na pewno szczególnie interesuje nas współczesne budownictwo drewniane i staramy się to w przedstawianych koncepcjach podkreślać. Mamy świadomość, że działania architektów mają często nieodwracalne skutki, skupiamy się więc na tym, aby dostosować koncepcję do potrzeb zarówno człowieka, jak i mając na uwadze środowisko.
Często jako pracownia projektowa uczestniczycie w konkursach architektonicznych. Co daje udział w takich konkursach – oprócz, rzecz jasna, prestiżu w przypadku zdobycia nagród czy wyróżnień?
Udział w konkursach architektonicznych to nieodłączny element zawodu architekta. Oczywiście – jest to rodzaj prestiżu, ale równocześnie często jedyna możliwość pozyskania zlecenia na realizację obiektu kultury. Zauważamy, że w Polsce nie buduje się lub też powstaje niewiele nowoczesnych instytucji muzealnych, muzycznych czy widowiskowych, które byłyby prywatne. Nawet nie wygrywając, ale otrzymując wyróżnienie, zyskuje się więc szansę, by zostać zauważonym przez potencjalnego klienta. I na to właśnie liczymy. Konkurs to okazja do manifestacji swoich przekonań. Zdarza się, że wchodzimy w dyskurs z zapisami regulaminu, proponujemy rozwiązania.
W środowisku akademickim obserwujemy, a na Politechnice Krakowskiej organizujemy różnorodne konkursy dla studentów. Współcześnie jest kilka platform i instytucji stale je organizujących. To znakomite przygotowanie do realnej pracy w zawodzie. W moich studenckich czasach wybór był ograniczony, ale starałem się również być aktywnym. Naturalnie w okresie zbierania doświadczenia w biurach architektonicznych, jak i teraz – w ramach naszej spółki – konkursy nadal są bardzo ważne. Z Damianem w 2015 roku startowaliśmy z założeniem, że wygrana pozwoli nam założyć działalność. Szczęśliwie dosyć szybko się udało. Konkurs na budynek edukacyjny w Leśnym Ogrodzie Botanicznym w Gdyni był naszą trzecią wspólną pracą.
Fakt, że trudno jest być docenionym, wynika z dużej konkurencji. Istnieje wiele znakomitych biur architektonicznych, zarówno tych dużych, już powszechnie uznanych, jak i aspirujących, a wciąż przecież powstają nowe. Wzrost poziomu studentów obserwujemy również na naszym Wydziale. Rynek dynamicznie się rozwija. Ostatecznie zależy nam nie tyle na zdobyciu wyróżnień, chociaż jest to miłe, ale uzyskaniu zleceń. Kilka razy braliśmy udział w konkursach stricte koncepcyjnych, które również doceniamy, bo pozwalają wprost zamanifestować podejście ideologiczne architekta. Aktualnie zależy nam na realizacjach, nie koncepcjach, stąd skupiamy się na konkursach organizowanych przez SARP.
W 2016 roku do Państwa pracowni trafiła nagroda za projekt budynku edukacyjnego w Leśnym Ogrodzie Botanicznym Marszewo. To pod wieloma względami projekt wyjątkowy, choćby za sprawą niespotykanych do tej pory w obiektach użyteczności publicznej rozwiązań. Czy mógłby Pan przybliżyć koncepcję tej niezwykłej realizacji?
Tak jak wspomniałem – nagroda nie tyle trafiła do pracowni, co wygrana pozwoliła nam rozpocząć oficjalnie działalność. Stąd też ma dla nas szczególny wymiar. Również pod względem wspomnianego manifestowania architektonicznych przekonań.
Rozwijając równocześnie wątek z pierwszego pytania o bycie rozpoznawalnym, zależy nam na tym, aby nasz wizerunek był kojarzony z budownictwem świadomym energetycznie, oferującym komfort użytkowania, niewpływającym negatywnie na zastane środowisko naturalne. Projekt w Leśnym Ogrodzie Botanicznym Marszewo pozwolił nam te idee wprowadzić w życie. Mogliśmy doświadczalnie poznać, jak nie tylko projektować, ale ostatecznie prowadzić budowę z wykorzystaniem technologii drewna klejonego krzyżowo, czyli CLT.
Bardzo nam zależało na tym, aby zaryzykować – bo tak można nazwać wprowadzenie wówczas (a był to koniec 2015 roku) niszowej w kraju technologii do stosunkowo niewielkiej inwestycji. Bardzo cieszymy się, że inwestor – Lasy Państwowe – zaufał nam i wskazał jako zwycięzców konkursu. Jako ciekawostkę podam, że proponując drewno, przegraliśmy poprzedni konkurs na bibliotekę. Wówczas inwestor stwierdził, że obawia się drewnianego budynku pod kątem eksploatacji. W przypadku Gdyni w pewnym momencie również zwątpiliśmy, czy obiekt nie okaże się jedynie teoretycznym, gdyż bardzo trudno było w ramach przetargu wyłonić wykonawcę, który podjąłby się realizacji. Nawet nasze wysiłki szukania chętnych spełzły na niczym. Ostatecznie udało się, gdy projekt chwilę przeleżał w szufladzie. TB.Invest uznał, że taka konstrukcja będzie atrakcyjnym uzupełnieniem ich portfolio, dając szerszą promocję działalności poza krajem.
Gdy mówimy o budynku użyteczności publicznej w całości realizowanym w CLT, jesteśmy pierwsi, ale obserwowaliśmy na przestrzeni lat, jak powoli technologii znajdowała zastosowanie w budowie domów, a teraz również w projektach usługowych, chociaż najczęściej w wersji hybrydowej.
Podobna sytuacja dotyczyła wykończenia elewacji przy zastosowaniu desek opalanych. Technika Shou Sugi Ban w 2016 była spotykana na świecie, ale trudno było uznać ją za powszechnie stosowaną. W naszym przypadku wybór jej podyktowany był zarówno czynnikami pragmatycznymi – mieliśmy na względzie potencjał łatwej eksploatacji – jak i estetycznymi, gdyż ciemna barwa umożliwiała wycofanie wizualne bryły względem pejzażu, budząc jednocześnie zaciekawienie, co znajduje się w obiekcie. Ciepłe drewno paneli CLT potęgowało też kontrast pomiędzy zewnętrzem a wnętrzem.
Jednocześnie w budynku użyteczności publicznej – zgodnie z przepisami – należy wykonać fasadę jako NRO – nierozprzestrzeniającą ognia. O ile można zakupić produkt, który zabezpieczy naturalną deskę drewnianą, to surowiec poddany płomieniom nie jest – zgodnie z nomenklaturą prawną – uważany za drewno naturalne, a więc nie można było uznać, że po pokryciu impregnatem spełni wymogi przepisów. Dzięki współpracy z lokalną, małopolską firmą Custom Zole udało się przygotować próbki fasady, które zostały wykorzystane zarówno do oceny estetycznej rozwiązania, jak i do badań w Instytucie Techniki Budowlanej. Ostatecznie uzyskane zostało jednostkowe dopuszczenie deski pokrytej konkretnym produktem, który zapewnił oczekiwane parametry w zakresie odporności ogniowej. Wiemy, że producent deski, która jest zastosowana na naszym budynku, aktualnie testuje produkt spełniający NRO, więc na tym polu na pewno możemy uznać, że przetarliśmy szlak.
Spoglądając na sam budynek, możemy również zauważyć analogie do zabudowy zagrodowej, zarówno w formie architektonicznej, jak i urbanistyce. Jest to w zasadzie kompozycja rozproszonych brył, które zostały spięte jednorodnym ogrodzeniem, tworząc dwa dziedzińce o różnym charakterze. Wszystkie wejścia do budynku prowadzą przez składane bramy. Wysokie ogrodzenie ogranicza dostęp dla osób niepowołanych, zwiększa bezpieczeństwo i jednocześnie nawiązuje formalnie do charakteru zabudowy zagrodowej ze współczesną interpretacją drewnianego wału. W fasadach pojawiają się okazjonalnie okna, często schowane za okiennicami, które pozwalają uzyskać minimalistyczny wyraz całości, jak i mają znaczenie funkcjonalne, pozwalając kontrolować dostęp światła.
Aktualnie w budynku pracują już leśnicy, organizowane są okazjonalne wydarzenia, warsztaty, spotkania. Natomiast główna przestrzeń ekspozycyjna czeka na docelową wystawę o leśnej florze i faunie. Nadal jednak sam w sobie budynek jest ekspozycją pokazującą wykorzystanie drewna w nowoczesnym budownictwie. Cieszymy się, że jego odbiór przez użytkowników jest pozytywny, szczególną ciekawość wzbudzając u najmłodszych.
Został Pan również laureatem konkursu „Projekt Łazienki” (dawniej konkursu KOŁO), organizowanego przez firmę Geberit, w którym startował Pan kilkukrotnie. Dlaczego akurat ten konkurs był dla Pana tak istotny?
Tak, współlaureatem z wówczas jeszcze studentką architektury, Ewą Pokrzywą. W 2021 roku podjąłem już nawet decyzję, aby ostatecznie zrezygnować z dalszego udziału w tym konkursie. Ewa zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc, mając na względzie nie tyle kontakt w środowisku akademickim, ale doświadczenie konkursowe z poprzednich lat. Ostatecznie ten projekt, wspólnie wypracowany koncept budynku integrującego funkcję i unikalny krajobraz, został narysowany jej rękami. Na pewno siłą idei jest prostota i czytelność przekazu, co w zasadzie stanowi nadrzędną cechę dobrej architektury.
Konkurs „Projekt Łazienki” można uznać za znaczący dla każdego studenta i architekta z moich czasów. Praca zawodowa pozwala mi teraz spojrzeć na studenta z różnych perspektyw. O ile współcześnie dostępnych jest wiele konkursów architektonicznych, które są wprost adresowane do grup niezawodowych, tak w czasach mojego studiowania sytuacja była inna. Można zaryzykować stwierdzenie, że konkurs „Projekt Łazienki” przecierał szlaki dla wszystkich innych instytucji i platform, które teraz organizują podobne przedsięwzięcia.
Warto wspomnieć, że cel konkursu ewoluował z „wizualizowania” wnętrz do projektowania obiektów architektonicznych, a nawet sięgał dalej – stawiał przed uczestnikami niekiedy trudne i odpowiedzialne zadania. Warto wspomnieć też o jury. Poddanie się ocenie uznanych w środowisku nazwisk to dla studenta czy młodego architekta forma sprawdzenia siebie – przedsmak większych konkursów, a w przypadku tego konkursu zawsze było pod tym względem znakomicie. Atrakcyjny był także fakt, że kilka nagrodzonych projektów zostało zrealizowanych, co już jest rzadkością w tego typu inicjatywach. Dla kilku osób wygrana była też wstępem do większej kariery, kolejnych nagród, ciekawych realizacji. To na pewno budujące dla uczestników.
Za dodatkowy atut uznaję też fakt, że regulamin i zakres pracy jest stosunkowo niewielki. Nawet mając mało czasu, można było oderwać się na chwilę, usiąść do szkicu i kilka dni później już składać plansze. Dla przykładu, na udział w jednej z edycji zdecydowałem się właśnie dwa dni przed terminem przyjmowania zgłoszeń i ten fakt zmobilizował mnie do poszukiwania pomysłu na tyle minimalistycznego, że zarówno czas pracy, włożona energia, jak i ostateczny efekt były spójne.
Jeśli chodzi o konkurs „Projekt Łazienki” (dawniej konkurs KOŁO), odbył Pan nietypową drogę, będąc najpierw jego uczestnikiem, potem laureatem, a na koniec także... jurorem. Jak odnajdywał się Pan w każdej z tych ról?
Zaproszenie do bycia jurorem wspominam niezmiernie miło, gdyż faktycznie mogłem spojrzeć na konkurs od tej drugiej strony, poznać fantastycznych ludzi, zarówno z firmy Geberit, jak i wówczas – potencjalnego inwestora obiektu – Pałacu Wilanów oraz znakomitych architektów i architektki. Takie spotkania przy okazji sędziowana są zawsze bardzo przyjemnymi, a rozmowy o architekturze, poznanie innego punktu widzenia czy odwrotnie – podobne wnioski – to wartość sama w sobie, budująca też doświadczenie.
Z perspektywy czasu lubię kilka wyróżnionych projektów i uważam je za udane. Co ciekawe, zostały one wykonane w różnym czasie i formie współpracy. Myślę, że o ile projekt przez swój zakres możliwy jest do wykonania przez jedną osobę, to realizacja zadania w zespole ma dużą wartość, pozwala mieć dystans do swoich pomysłów, poznać inny punkt widzenia, wykorzystać często inne predyspozycje, które mamy.
W Gdyni – to był rok 2014 – wraz z moim kolegą ze studiów, Jarkiem Gawliczkiem, wykonaliśmy bardzo prosty obiekt, skupiony na ekspozycji drewna i bliskości z naturą pejzażu nadmorskiego bulwaru. W Słupsku cztery lata później, już w ramach pracowni Gierbienis + Poklewski, nadal kładliśmy nacisk na relację człowiek – natura, proponując obiekt inspirowany biofilią. Z kolei w 2020 roku w Warszawie, w Parku Łazienek Królewskich, indywidualnie zaproponowałem mikrobibliotekę, kryjącą za półkami z książkami toalety, co wynikało z chęci wyjścia poza konwencję obiektu jedynie skupionego wokół funkcji sanitarnej. Rok 2021 to wspomniany konkurs w dolinie Chochołowskiej i zdobycie Grand Prix. To, co łączy wszystkie koncepcje, to stosowanie i ekspozycja drewna w konstrukcji i wykończeniu fasad oraz promowanie rozwiązań proekologicznych.
Wspomniał Pan o projekcie toalety w Dolinie Chochołowskiej autorstwa Pana i Ewy Pokrzywy. Na jakim etapie jest ta realizacja?
Bardzo się cieszę, że udało nam się z Ewą Pokrzywą otrzymać główną nagrodę w konkursie dotyczącym Doliny Chochołowskiej, tym bardziej, że – jak wspomniałem – już nie planowałem kontynuować w nim udziału. Z perspektywy czasu uważam również, że dokładnie ta edycja i to miejsce były mi najbardziej bliskie, więc dobrze się stało. Wówczas konkurs został przesunięty w czasie i z inicjatywą zgłoszenia wystąpiła moja była studentka, mając na względzie właśnie doświadczenie z poprzednich edycji.
Pomysł narodził się spontanicznie jako manifest rezygnacji z odtworzenia architektury górskiej chaty i był oparty na idei przywrócenia mocno zdegradowanej powierzchni łąki naturze. Jest to więc taki anty-budynek, bardziej przestrzeń społeczna, miejsce rekreacji i odpoczynku dla turystów na szlaku. W tego typu konkursach ważny jest przekaz, ale też to, w jaki sposób go przedstawimy, co Ewa wykonała w sposób bardzo klarowny i zarazem poetycki.
Projekt aktualnie jest wykonywany w ramach pracowni, więc liczymy, że uda się go zrealizować, ale – podobnie jak w przypadku Marszewa – jest dla nas wyzwaniem. Pomimo skromnej kubatury, lokalizacja jest szczególnie wymagająca pod wieloma względami, a zależy nam na zachowaniu waloru formy. W najbliższym czasie planujemy złożenie wniosku o pozwolenie na budowę i zakładamy prezentację aktualizacji koncepcji.
Pracownia Gierbienis + Poklewski specjalizuje się w szczególności w projektach obiektów użyteczności publicznej. Czy są one większym wyzwaniem dla architekta niż projekty budynków mieszkalnych czy wnętrz?
Na pewno zależy nam na projektach bliskich człowiekowi i jego potrzebom. Obiekty użyteczności publicznej mają szczególny wymiar społeczny, mogą też promować zrównoważony rozwój i wartości proekologiczne. Od początku działalności zajmowaliśmy się, obok kubatur, projektowaniem wnętrz biurowych, ostatnio także przestrzeni mieszkalnych. To dostosowanie do potrzeb użytkownika sprawia, że powstają realizacje zarówno estetycznie budzące zainteresowanie, jak i po prostu funkcjonalne, gdzie ergonomia i ekonomia mają duże znaczenie. To, co jest dla nas istotne, to świadoma praca z budżetem i maksymalne wykorzystanie potencjału przestrzeni, co jest równie ważne, jak efekt wizualny. Na pewno spojrzenie architekta na wnętrza jest nieco inne niż projektanta wnętrz, co uważamy za atut. Na przestrzeń spoglądamy przez pryzmat całości. Dla nas jest ważny – jak wspomniałem wcześniej – przekaz projektu, a ten może być wyrażony zarówno w formie architektonicznej, urbanistyce, jak i poprzez estetykę wnętrz. Stosując nowoczesne technologie drewniane, trudno też oderwać te elementy od siebie, bo to one w całości budują odbiór budynku. Po drewno – w różnej formie – często sięgamy również przy projektach wnętrz.
Niedawno rozpoczęło się drugie półrocze 2024 roku, czas zatem na małe podsumowanie. Co udało się Panom w tym roku zrealizować, a jakie plany wciąż czekają na realizację?
W tym roku faktycznie nie przystąpiliśmy jeszcze do konkursów. Sporo miejsca poświęciliśmy naszej działalności naukowej i pracy ze studentami. Dzielimy czas i energię pomiędzy bycie czynnymi architektami i równocześnie pracę badawczo-dydaktyczną na uczelni, gdzie także – oprócz aktywności dydaktycznych – uczestniczymy w konferencjach, warsztatach, publikujemy artykuły.
Byliśmy też związani z projektem badawczym pt. „Rozwój lokalny Hrubieszowa – od partycypacji do realizacji”, który Politechnika Krakowska realizowała w latach 2021–2024 w partnerstwie z Gminą Miejską Hrubieszów. Ta współpraca była dla mnie o tyle ważna, że dotyczyła miasta moich narodzin i młodości. Jako architekt często podkreślam znaczenie przywiązania do lokalności, zarówno w kontekście materiału, jak i krajobrazu przyrodniczo-kulturowego. Udział w projekcie był więc okazją do bardziej osobistej wypowiedzi na temat pomysłu na kształtowanie się miasta. Efektem były w szczególności dwa opracowania. Pierwsze z nich dotyczyło budowy nowego Centrum Komunikacyjnego – powstała koncepcja posłużyła za opracowanie przetargowe do finalnej realizacji obiektu. Aktualnie trwa jego budowa. Drugie to koncepcja tzw. „domu z klimatem”. Projekt zakładał organizację konkursu studenckiego, w którym byłem jednym z jurorów, jak i warsztatów, w których brały udział zespoły dydaktyków z Politechniki wraz ze studentami architektury i architektury krajobrazu. Koncepcje domów z ogrodem miały nawiązywać w sposób współczesny do spuścizny historycznej regionu.
Jeśli ktoś nie miał okazji być w Hrubieszowie, to jest to miasto znane z architektury drewnianej oraz urbanistyki ulicowej z charakterystycznymi ogródkami wzdłuż ulic. Naturalnie także rozsławionej przez postać śp. profesora Wiktora Zina, z którym miałem okazję wielokrotnie się spotkać. Wynikiem badań oraz prac projektowych są trzy monografie naukowe, które ukazały się niedawno oraz zostały udostępnione czytelnikom w formie wolnego dostępu w Repozytorium Politechniki Krakowskiej. Zachęcam do ich odnalezienia. Projekt domu opracowany wraz z prof. Katarzyną Hodor oraz studentkami – Martą Szar i Kamilą Przytułą, dodatkowo zgłosiliśmy do międzynarodowego konkursu organizowanego przez platformę YAC – Young Architects Competitions na projekt opracowany w ramach zajęć dydaktycznych YAC University Award. Zostaliśmy zauważeni jako finalista konkursu. Projekt wpisuje się w promocję nowoczesnego budownictwa z drewna masywnego przy zachowaniu inspiracji klasyczną formą dołu z dwuspadowym dachem, wyróżniając się jednocześnie nawiązaniem do widocznej w pejzażu Hrubieszowa barwnej kolorystyki elewacji.
Staramy się więc funkcjonować na różnych polach zawodowych, ale też nie zapominamy o życiu rodzinnym, które jest dla nas bardzo ważne. Harmonię, której szukamy w architektonicznych koncepcjach, również doceniamy w naszej prywatności.
Marcin Gierbienis, ur. w Hrubieszowie. Architekt, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej (2007 rok) i Akademii Fotografii w Krakowie (2007). Posiada uprawnienia budowlane (2016) i jest członkiem Małopolskiej Okręgowej Izby Architektów. Uczył się rysunku pod okiem prof. Wiktora Zina. W latach 2007-2016 projektant w renomowanych biurach w Krakowie - Kozień Architekci i DDJM. Od 2016 roku współtworzy pracownię Gierbienis + Poklewski. Od 2017 roku jest pracownikiem Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej, na stanowisku adiunkta badawczo - dydaktycznego. W 2022 roku obronił pracę doktorską pt. „Wpływ zmian technologicznych i kulturowych na funkcjonowanie bibliotek publicznych w XXI wieku”, której promotorem była prof. Magdalena Kozień – Woźniak. W architekturze widzi odpowiedź na potrzeby człowieka. Ceni prostotę i minimalizm oraz projekty pozostające w relacji z naturalnym środowiskiem.